Pokazywanie postów oznaczonych etykietą manifest. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą manifest. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 października 2014

Nie zarobiłem pierwszego miliona przed trzydziestką

Tak jakoś wyszło. Nie zarobiłem pierwszego miliona przed trzydziestką. Nie byłem aż tak "ambitny". I żyje mi się z tą świadomością bardzo dobrze :)

Mój kolega ze studiów zwykł często przytaczać jeden cytat z filmu Fight Club.

“We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off”.
Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy. I jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni”.
Muszę stanowczo stwierdzić, że w tej wypowiedzi rzeczywiście coś jest. Żyjemy w kulturze, która bardzo silnie bazuje na wzorcach zaczerpniętych z USA. Mit american dream jest stale obecny w polskich mediach i internecie. Aby się o tym przekonać wystarczy wpisać sobie w wyszukiwarce slogan  ‘pierwszy milion przed trzydziestką’. Większość z nas słyszała choć raz w życiu na pewno tę sentencję :)
Presja społeczna związana z odniesieniem sukcesu finansowego w młodym wieku wydaje mi się w Polsce o tyle śmieszna, że zupełnie nie przystaje do warunków w jakich przychodzi realizować ten śmieszny mit.
Nikt albo prawie nikt nie chce być totalnym biedakiem. To jasne. Jakiś poziom życia zapewniający bezpieczeństwo finansowe każdy z nas stara się sobie stworzyć. To naturalne i zdrowe. Gdy brakuje pieniędzy na podstawowe potrzeby nie trudno o irytację. Nie o tym jednak tutaj mowa.  Niezmiernie śmieszny wydaje mi się pęd ludzki do realizowania bogactwa. Tak jakby pieniądze dawały trwałe szczęście. Każdy wie, że tak nie jest.
Przed napisaniem tego tekstu zacząłem myśleć nad wydarzeniami, które w moim życiu sprawiły mi największą radość. Na mojej liście top 30 żadne z nich nie było związane z pieniędzmi. Uczucie wolności podczas podróży autostopowej, pocałunek podczas deszczu, taniec na środku ulicy, widok mojego pierwszego artykułu w gazecie, rozbawione grono najbliższych znajomych na moich urodzinach, niespodziewane spotkanie po latach, widok śpiącej obok mnie ukochanej kobiety, abstrakcyjne rozmowy do rana, powitanie świtu na dachu budynku czy wspólne pieczenie ciasta.
Większość najwspanialszych chwil w moim życiu była totalnie niezależna od pieniędzy. Nie wiem. Może zostałem wychowany w jakiś dziwny sposób. Na studiach wybierałem z reguły przedmioty, które mnie interesowały. Kryterium użyteczności nie było dla mnie ważne. Zawsze z reguły myślałem bardziej tym, co mnie kręci, a nie co da mi górę pieniędzy.
To w jaki sposób postrzegam rzeczywistość, jak myślę,  kogo na swojej drodze spotkałem, dyskusje, które stoczyłem, miejsca, które zobaczyłem, szczęście którego doznałem. Nie oddałbym tego  za żadne pieniądze. Jeśli macie podobnie – przybijam piątkę.
Dla tych, co gonią tylko za pieniędzmi – życzę aby zerwali łańcuchy, które trzymają ich w sidłach. Ja wiem, co jest dla mnie ważne. Nie pozwolę, aby sztucznie wykreowane potrzeby przesłoniły mi prawdziwe szczęście. Ciąg dalszy antymaterialistycznego wywodu nastąpi niebawem.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Swe słabości zamień w siłę

Zauważyłem, że wśród ludzi powszechny jest brak akceptacji własnego życia. Dziś chciałem nakłonić tych z Was, którzy reprezentują taki sposób myślenia, do jego natychmiastowego zanegowania. Aby tego dokonać posłużę się przykładami z życia osobistego.

Według mnie, aby docenić wartość swojej obecnej egzystencji, nie trzeba jakiejś szczególnej wiary, religii czy skomplikowanych technik. Wystarczy stopniowo zacząć przekonywać się do swojej doskonałości. Brzmi groźnie? To dopiero początek.

Każdy z nas jest unikalny, jedyny w swoim rodzaju. Różnimy się na wiele sposobów. Gustami muzycznymi, nawykami żywieniowymi czy sprawami światopoglądowymi. Łączy nas jednak jedno. Wszyscy chcemy być szczęśliwi.Często powtarzane sentencje o tym, że nikt nie jest idealny proponuję zapisać na kartce, polać benzyną, a następnie puścić z dymem na wietrze. Nie porównujmy się do wyobrażonych ideałów. Sami nimi jesteśmy, realnie!

A co jeśli jednak nie podoba mi się moje życie? Zastanów się może najpierw, dlaczego tak jest. Dzieje się tak z powodu Twoich pragnień, które ciężko ci zrealizować. Część z nich może być wynikiem skutecznych kampanii reklamowych, inne są biologicznym czy społecznym uwarunkowaniem.

Gdy zakładałem tego bloga byłem dość zadowolony ze swego życia. Nie odpowiadała mi jedynie jego finansowa i zawodowa sfera. Ciężko jest skakać z radości z powodu półrocznego bezrobocia. Przyjmijmy, że porównywałem się wtedy z innymi, czułem wstyd i zażenowanie ze swojej sytuacji na rynku pracy. Uważałem się w pewnym momencie nawet za nieudacznika. Moją siłą było jednak to, że potrafiłem uczynić z tego niesamowity atut. Opisywać swoje porażki? W społeczeństwie, które coraz bardziej jest nastawione na sukces? Na pierwszy rzut oka wydaje się to absurdem. W rzeczywistości jest zupełnie na odwrót.

W ciągu tygodnia od rozpoczęcia Magistra i opisów egzystencji bezrobotnego, z nieba spadła mi ciekawa propozycja. Skorzystałem z oferty zdobywania doświadczenia, a następnie pracy w redakcji. Dzięki pozytywnym opiniom na temat bloga odzyskałem wiarę w siebie. Poczułem, że jednak da się w tym kraju coś osiągnąć. Oczywiście własnym działaniem, bez pomocy instytucji wspierających. Nad czym niestety nadal lekko ubolewam.

Z każdej sytuacji, wyglądającej pozornie na dramatyczną, da się wyjść obronną ręką. Wróć. Zwycięska ręką! Przestańmy myśleć o swoim życiu w kategoriach niewystarczalności, nieadekwatności, braku i słabości. Pozorne niedoskonałości stanowią o naszej sile i nas charakteryzują, tworzą indywidualne, unikalne doświadczenia, z których możemy czerpać na co dzień. Kształtują one niespotykanie fascynującą biografię.

Jestem dumny z faktu, że byłem bezrobotnym. Szalenie cieszę się, że tego doświadczyłem i mogę prowadzić bloga o tej tematyce. Skończmy ze skromnością i nieustannym porównywaniem się do wyobrażonych ideałów. Uświadommy sobie jedną zasadniczą sprawę. Jesteśmy doskonali!

wtorek, 17 grudnia 2013

Doceń swoją pracę!

Dokładnie tak. Swoją pracę powinno się doceniać. Nie tylko dla zachowania zdrowia psychicznego i pozytywnej samooceny. Jeżeli akceptujemy nasze życie, w tym także sposób w jaki zarobkujemy, jeśli czerpiemy z tego ekstatyczną wręcz przyjemność – żyjemy i wykonujemy powierzone nam zadania lepiej. Dzieje się to z korzyścią dla nas i dla naszego pracodawcy.

Czy kogoś to dziwi, że Magister wypowiada takie słowa?   

Ja na przykład jestem bardzo zadowolony z mojej pracy. Dla przypomnienia – aktualnie zarobkuję jako dziennikarz – na podstawie umowy o dzieło.

Dlaczego doceniam moją pracę?
1) Nie mogę się w niej nudzić. Często nie wiem, czy wrócę do domu o 16 czy kilka godziny później. Jest ten dreszczyk emocji :)
2) Piszę na przeróżne tematy. Można powiedzieć, że poszerzam swoją wiedzę ogólną i stymuluję mózg w niespotykany sposób.
3) Stale polepszam warsztat pisarski i dziennikarski, co powinno mnie cieszyć. Tak jest. Doceniam to!
4) Mam kontakt z wieloma różnymi ludźmi. Jednego dnia ściskam dłoń prezesa firmy deweloperskiej. Innym razem przeprowadzam wywiad z kowalem. Czasem jem karpia, czasem kaczkę po tonkińsku. Mam kontakt z wielkim biznesem, sektorem prywatnym i państwowym. Spotykam się z przeróżnymi osobami. Lubię to!
5) Podpunktów tych mogłoby być o wiele więcej. W każdej pracy można dostrzec wiele pozytywów. Polecam je znaleźć!

Jest jednak i druga strona medalu. Ja doceniam moją pracę podwójnie! Co to znaczy? Już tłumaczę...

Na co dzień staram się czerpać z wykonywanej pracy jak największą przyjemność oraz zdobywać dzięki niej cenne doświadczenie. Jednakże zauważyłem ostatnio jej dodatkowy aspekt motywacyjny. Stało się to, kiedy na moje konto wpłynęła ostatnia wypłata. Zmusiło mnie to do przerobienia mojego Curriculum Vitae i panicznego wręcz rozsyłania go.

Doceniam zatem także i ten oto aspekt motywacyjny. Żeby była jasność – ja wielkich pretensji do pracodawcy o to, że jestem marnie wynagradzany, nie mam!

Wiele podmiotów działa w oparciu o rachunek ekonomiczny. Szanuję oczywiście bardziej te z nich, które nie patrzą tylko w kategoriach czystej racjonalności krótkoterminowej. Ale to taki szczegół. Pretensje – jeśli mam – są skierowane bardziej w kierunku bezosobowego systemu, na którego zmianę chciałbym jednak wpłynąć.

Powtórzę na koniec jeszcze raz. Ja doceniam swoją pracę podwójnie.
1) Mam na uwadze możliwości, jakie daje mi moja aktualna profesja i stanowisko. 
2) Ale doceniam także własny wkład i chcę, abym był wynagradzany w odpowiedni sposób.

Apeluję do Was. Doceniajcie swoją pracę podwójnie – w obu znaczeniach :)

poniedziałek, 16 września 2013

Gwoli jasności

Poczułem się ostatnio wywołany do tablicy. Stało się to po wzmiance na temat mojego bloga, która została dokonana przez Dominikę Łobodzińską z konsulti.pl – firmy zajmującej się doradztwem.

We wpisie analizującym w jaki sposób blogerzy szukają pracy, przykład mojego projektu został wybrany w celu pokazania „jak można nie wykorzystać potencjału jaki dają nam media społecznościowe i internet”.

Nie mam szczególnie wielkich pretensji o to sformułowanie, ale zacząłem się po jego przeczytaniu zastanawiać czy moja inicjatywa, która nie była w zamierzeniu tworem stricte indywidualnym, ma w takiej rzeczywistości jakikolwiek sens.

Jak słusznie zauważyła autorka wpisu – nie podałem swojego wykształcenia, doświadczenia oraz tego, czym chciałbym się zajmować czy adresu kontaktowego.

Nie podałem tych danych, bo znalezienie przeze mnie pracy nie było głównym celem. Jeśliby było – podałbym. Proste. Być może cel bloga jest trudny do zidentyfikowania, może komunikat jest nie do końca jasny, ale w kilku postach oraz komentarzach wspomniałem o tym w sposób dość wyraźny. Po prawej stronie znajduje się także szczegółowe info, które wydaje się być w tej chwili myślą przewodnią projektu.

Blog został stworzony w celu wywołania dyskusji nad zmianą wszelkich niefunkcjonalnych rozwiązań w zakresie wsparcia instytucjonalnego Absolwentów w Polsce. Pół żartem, pół serio :)

To nie pierwszy raz, kiedy ludzie piszą, że powinienem przeprowadzić akcję typu Google Please Hire Me albo przestać narzekać i zacząć pracować fizycznie :)

Chciałbym przy pomocy tego bloga uzmysłowić większej ilości ludzi tragizm sytuacji Absolwentów w Polsce oraz doprowadzić do zmiany tego stanu rzeczy. Aby przyszłe pokolenia nie musiały żyć w absurdzie bezużytecznych przepisów, aby mogły liczyć na rzeczowe wsparcie instytucji pomagających w karierze zawodowej, aby ludzie mogli liczyć na coś więcej niż tylko na siebie.

Teraz kilka słów o mnie.

Mam na imię Kamil. Jestem magistrem socjologii oraz technikiem informatykiem. Aktualnie pracuję jako dziennikarz prasowy, z czego jestem dość zadowolony, bo praca ta ma zadatki na Pracę, rozwija mnie i jest zgodna z moimi zainteresowaniami. Problem w tym ,że jestem „zatrudniony” na podstawie umowy o dzieło.

Nie posiadam przesadnie wielkiego doświadczenia zawodowego. W przeszłości pracowałem głównie jako ankieter. Założenie tego bloga miało mi pomóc w polepszeniu umiejętności pisarskich, bo pisanie to także moje hobby, z którym wiążę swoją przyszłość. Ukrytym celem tego była także praktyczna nauka zagadnień związanych z marketingiem internetowym.

Prócz dziennikarstwa oraz e-marketingu interesuje mnie copywriting oraz badania społeczne i rynkowe. W tych dziedzinach posiadam dość sporą wiedzę. Jeśli ktoś po przeczytaniu tego opisu zainteresowany jest formą współpracy, najlepiej związaną z przyzwoitym wynagrodzeniem oraz ubezpieczeniem zdrowotnym – proszę o kontakt na poniższy adres mailowy.

magisterszukapracy2013@gmail.com

czwartek, 4 lipca 2013

W Polsce praca jest dla każdego

No tak. W Polsce praca jest dla każdego. Czy kogoś to stwierdzenie dziwi?

Aby wyjaśnić ten szokujący fakt, pozwólcie mi najpierw przedstawić parę definicji. Przecież studia skończyłem, to na definicjach się znam dość dobrze ;) Definiens i definiendum ;)

Wielka litera – jest używana w języku polskim między innymi do rozpoczynania zdań, nazw własnych, nazw państw, imion ludzkich, imion psów, imion kotów.

Mała litera – definicja robocza brzmi tak – gdzie nie wolno użyć wielkiej, użyj małej.

Magister – słowo, które piszę z wielkiej litery, ponieważ mam nadzieję, że dyplom Magistra cokolwiek w tym kraju jeszcze znaczy. Czasem mam poważne wątpliwości, ale dalej trwam przy swoim przekonaniu. Tym bardziej jeśli mówimy o dyplomie Magistra znanej i bardzo przyzwoitej państwowej uczelni wyższej. Chciałem napisać renomowanej, ale to by była już spora przesada :)

Szuka – w odróżnieniu od pospolitego „szuka”, słowo „Szuka” zawiera w sobie element kreatywny, kombinatorski, ambicjonalny, wieloaspektowy i związany z przetrwaniem w warunkach zagrożenia.

I w tym momencie dochodzimy do najważniejszej kwestii. Istnieje, w moim subiektywnym odczuciu Magistra, rozróżnienie pomiędzy „pracą” a „Pracą”.

Żeby była jasność – szanuję wszystkich ludzi bez względu na wykonywaną pracę, ale nie po to kończyłem studia aby zostać spawaczem czy sprzątaczką. Spawać nie umiem. Sprzątać umiem, ale to bardziej po imprezach ;)

Posiadam doświadczenie w pracy mało prestiżowej, w której więcej się człowiek namęczy niż zarobi, więc swoje wiem. I nie ważne czy aktualnie posiadam pracę czy nie.

Jestem Magistrem i Szukam Pracy, a nie pracy.

W Polsce praca jest dla każdego.